Życie pierwszą
wartością.
Człowiek, istota rozumna, duchowo-cielesna, próbuje poznawać
prawdę o swoim istnieniu. Nie chodzi tylko o chwilowe doznania, lecz
także o dociekanie do istoty istnienia. Co sprawia, że żyję? Co jest
zasadą mojego życia? Skąd się wziąłem i jaki jest cel mego istnienia?
Pytania te są trudne i często pozostają bez odpowiedzi. Często
spotykam się z barierą nie do pokonania, jak się zdaje. Wytrwałe
poszukiwania skłaniają do szukania odpowiedzi poza własnym rozumem.
Szukania Tego, który może mi odpowiedzieć jako autorytet nie do
podważenia. Wtedy swoje poznawanie opieram na tym autorytecie. Takim
autorytetem dla mnie jest Bóg objawiający mi się przez Kościół
katolicki. Jemu zawierzyłem i na jego przekazie opieram swoje dalsze
dociekania, a w konsekwencji swoje życie. Zawierzyłem Bogu, a więc i
Kościołowi. Jego nauka stała się fundamentem mojego życia, refleksji
nad życiem, na niej buduję system wartości i jego gradację.
Moje istnienie to dar od Boga. On mnie stworzył i do niego ono należy.
Jest zatem pierwszą i podstawową wartością, o której On decyduje, a
nie ja. Moim zadaniem jest wykorzystać ten dar Boga dla mojego dobra.
Życie jest darem miłości i stąd Miłość jest zadaniem i celem życia.
Skąd takie myśli, takie doznania i refleksje? Dlaczego pojawiają się
one właśnie teraz? Obserwując siebie i otaczającą mnie rzeczywistość
postrzegam współczesną cywilizację jako cywilizację śmierci, pogardy
dla życia i jego wartości. Człowiek współczesny, jak w jakimś amoku,
staje się wrogiem samego siebie. Gardząc często sobą, próbuje
upowszechniać to uczucie i narzucać innym. Nie chce stać na straży
życia własnego i innych ludzi. Dąży do zabijania człowieka od chwili
jego poczęcia aż po kres życia. Lekceważy Prawo Boże stając się
wrogiem samego siebie. Postawa ta przejawia się w różnych formach. Od
zabijania dzieci poczętych, przez zaniedbanie troski o dziecko, przez
lekceważenie prawdy i sprawiedliwości, przez bezkompromisową walkę o
dobra materialne, do uśmiercania ludzi chorych i starych.
Paradoksem współczesności i jakąś gorzką kpiną wydaje się
szermowanie hasłami nawołującymi do przestrzegania Praw Człowieka. Po
co je było ustanawiać, przecież wystarczy przestrzeganie Prawa Bożego,
które dał Stwórca dla dobra człowieka i dla jego ochrony przed każdym
złem, przed zakusami szatana. Już słyszę w tym miejscu narzekania
ludzi „światłych”. Co za pobożne dywagacje, co za „dewocja” w tym
tekście. Człowiek współczesny bowiem uważa takie refleksje za
dewocyjne, to znaczy za nienaukowe i idealistyczne, często za jakiś
wydumany „fundamentalizm”. Nie zależy mu na odkrywaniu prawdy i
szukaniu odpowiedzi na trudne pytania w otaczającej nas
rzeczywistości. Chce tworzyć nową, wydumaną rzeczywistość, osadzoną w
głowie, a nie w „tu” i „teraz”. Pragnie zastąpić Boga, chociaż
dostrzega nierealność tych dążeń. Chce być panem życia i śmierci
widząc jednocześnie rzeczywistość śmierci i jej nieuchronność. Kręci
się wokół własnej pychy coraz bardziej pogrążając się w nienawiści do
wszystkiego i do wszystkich, a więc i do siebie.
Chrystus proponuje mi życie w świecie realnym. Godzenie się z
rzeczywistością, które prowadzi do życia wiecznego, do szczęścia.
Tylko bowiem przyjmując dar Boga takim, jaki jest mogę efektywnie
wykorzystać Jego moc i łaski, Jego Miłość. Chrystus proponuje mi
cywilizację życia, miłości i radości. Bóg mnie kocha takiego jakim
jestem i taki właśnie mogę skorzystać z Jego propozycji i osiągnąć
szczęście wieczne. Mogę zachwycić się Chrystusem, mogę Go zlekceważyć.
Ode mnie zależy odpowiedź na Jego propozycję.
Ks. Marian |