Trudne ojcostwo
Bycie ojcem jest jak podróż w nieznane. Bywa frapujące nieoczekiwanymi zbiegami wydarzeń, dynamiką okoliczności. Bywa intrygujące i niepokojące jak zły sen. Bywa również piękne radosne i niejednokrotnie napawa dumą. Wymaga ono od mężczyzny pewnej określonej postawy, która powinna charakteryzować się pewnymi cechami. Trudno jest jednoznacznie i bezkompromisowo je wymienić. Każda osobowość, zarówno ojca jak i dziecka oraz wzajemna ich relacja niejako wymusza wypracowanie pewnych ram zachowań, reakcji czy komunikacji werbalnej. Czym zatem się kierować aby zachować zdrowy dystans do własnych doświadczeń z dzieciństwa, specjalistycznej literatury, powszechnej opinii, wyznawanych wartości, czy w końcu do własnych uczuć i w osobistej racjonalizacji? Jakich ojców potrzebują nasze dzieci, jakich chciałyby ich widzieć?
Czy dojrzała postawa ojcowska dopuszcza wolność czy samowolę dziecka, czy stawia jasne granice, których nie pozwala przekraczać? Jak postępować, jakich odpowiedzi udzielać, gdy własny syn czy córka zasypuje nas komunikatami: "ja mam prawo", "tego nie możesz mi zabronić", "to mi się należy", itd.
Moje osobiste ojcostwo obfituje w najróżniejsze doświadczenia. Jest radośnie jak na placu zabaw, ale są momenty, gdy głęboko zadaję sobie pytanie: czy ja właściwie postępuję?, czy moja decyzja podyktowana jest troską o dobro mojego syna, czy chęcią zaspokojenia osobistego, próżnego ego? Powoduje to wręcz lawinę niekończących się wątpliwości, pytań bez odpowiedzi i tego paskudnego stanu niepewności. Towarzyszy często temu uczucie zmęczenia psychicznego, frustracji, czasem poczucia winy przeradzające się w poczucie bycia oszukiwanym, niedocenianym czy wręcz ignorowanym.
Takie dywagacje nie mające końca, monologi w samotności traktuję jako szukanie dróg, odnajdywanie szlaków podczas wyprawy w nieznane. W końcu nikt mi nie mówił, że będzie łatwo, pięknie i przyjemnie. Trzeba powiedzieć jasno: jest ciężko! Lecz z perspektywy lat widzę, że warto być ojcem. Mimo oporu i tzw. trudnego okresu dojrzewania, jest warto.
W gąszczu własnych rozważań nad ojcostwem, odnajduję również chęć, wolę swoistego zadośćuczynienia swojemu synowi czasu gdy byłem pijącym ojcem. W myśl Dziewiątego Kroku AA, .zadośćuczynić wszystkim którym jest to możliwe., a przecież w stosunku do mojego syna jest to możliwe. Mieszkamy razem, jestem jego ojcem biologicznym, pragnąłbym być dobrym wychowawcą, rozsądnym, mądrym, zapobiegliwym..(niestety nikt mnie tego nie uczył, sam kształtuje się i poszukuję różnych najwłaściwszych dróg).
W najtrudniejszych chwilach, gdy z jednej strony pragnę własną postawą "zadośćuczynić", a z drugiej strony postępować wychowawczo i konsekwentnie, pojawia się konflikt. Zderzenie stanów emocjonalnych: pragnienie wynagradzania i obowiązek egzekwowania. Z tego powodu odczuwam wówczas wielki niepokój, brak sprawczości i lęk przed przyszłością. Wówczas zwracam się w pokorze do Boga o światło dla mojego postępowania, czasem pozornie rezygnuję mówiąc: "nie mam już sił, nie wiem co mam robić, Boże zostawiam to Twej decyzji". Bywa tak, że nasze relacje z synem poprawiają się "samoistnie", zaczynamy ze sobą rozmawiać bez urazy, jakby rozumiejąc, że tamta sprawa jest nieważna, że najważniejsze, że syn ma ojca, a ojciec syna. I Bogu niech będą za to dzięki.
Ireneusz Gawkowski
|