Bezsilność
początkiem trzeźwości.
Trzeźwość widzę jako pewien styl życia, jako komfort psychiczny w
podejściu do problemów życiowych. Jak jednak tę trzeźwość osiągnąć?
Jak do niej dążyć? W jaki sposób podchodzić do choroby uzależnienia?
Gdy rozmawiam na tematy uzależnienia ze znajomymi mi osobami,
bardzo często słyszę słowa: - „Potrzebna jest silna wola!” Ludzie ci
nie zdają sobie w pełni sprawy, że mówią o niepiciu, a nie o
trzeźwości. To nie jest to samo. Nie wystarczy powstrzymywać się od
picia czy brania, by być trzeźwym i żyć w trzeźwości. Trzeźwość to coś
więcej niż abstynencja. To styl życia, to forma działania, to właściwe
reagowanie na różne sprawy życiowe.
Człowiek uzależniony uważa siebie za człowieka silnego, więcej
nawet, jest gotów udowadniać swoją siłę dłużej lub krócej
powstrzymując się od picia alkoholu lub brania narkotyków. Człowiek
uzależniony rozumuje tak: - ja potrafię panować nad swoim piciem lub
braniem. Wymierzam przecież sobie dawki i umiem przez pewien czas
dotrzymywać sobie słowa. Kiedy zechcę mówię dość i nie piję lub nie
biorę. A że czasem zdarzy mi się wypić więcej lub więcej zaćpać, to
przecież może się zdarzyć każdemu człowiekowi. Jestem wystarczająco
silny, by kontrolować swoje picie lub branie. Tak rozumuje, gdy
rzeczywistość jest zupełnie inna. Człowiek uzależniony, to człowiek
poddany całkowicie środkowi uzależniającemu. To człowiek nie
kontrolujący swego picia czy brania. Każda dawka środka powoduje
wzrost chęci do dalszego dawkowania, powoduje też zwiększone
zapotrzebowanie na ten środek odczuwane wręcz całym jestestwem. Ja nie
wiem, czy to organizm mój domagał się alkoholu, wiem, że cała moja
osoba krzyczała o następną dawkę alkoholu. Odczuwałem potrzebę
alkoholu całym sobą. Nie ważny był trud w zdobyciu go, bez niego było
mi bardzo źle. Tak bywało, gdy próbowałem ograniczać swoje picie. Tak
bywało, gdy czułem się silny i chciałem jeszcze kierować swoim piciem.
Ciągle walczyłem o poczucie siły wobec alkoholu. Ciągle próbowałem
przekonać siebie i innych, że jestem silny i potrafię kierować swoim
piciem. I piłem, piłem dużo i wciąż więcej, przekonany, ze jeszcze to
picie kontroluję. Nie godziłem się z rzeczywistością, z prawdą. Prawda
zaś była taka: - przegrałem totalnie z alkoholem i walka z nim była
bezsensowna, była walką z góry przegraną. Nie chciałem tego przyjąć,
bałem się przyznać do przegranej, bo, jak mi się zdawało, mogę przez
to przyznanie się stracić coś ze swoich wartości. Bałem się uznać
prawdę, by się nie poniżyć. Prawda jednak zwyciężyła. Osiągnąłem taki
stan, gdy uznałem, że alkohol opanował mnie całkowicie i stałem się
jego niewolnikiem. Uznałem swoją bezsilność wobec alkoholu. Przestałem
z nim walczyć. Przestałem wznawiać próby panowania nad alkoholem.
Stanąłem wobec niego całkowicie zrezygnowany. Nie dotykam go, bo on
ciągle jest mocniejszy ode mnie. Nie dotykam, a więc i nie pioję.
Czując swoją przegraną, odszedłem od alkoholu i nie wzbudza on we mnie
żadnych emocji. Oczywiście, nie czuję się bezpieczny w pełni. Mam
świadomość, że moja trzeźwość musi być ustawicznie budowana i
rozwijana. Chcę być trzeźwym i dbam o to każdego dnia.
alkoholik |