DNO - ciąg
dalszy.
Wódkę zawsze miałem pod ręką i zawsze miałem jej zapas, bałem się,
aby mi nie zabrakło. Bałem się, że gdy znów zaczną się drgawki nie
trafię butelką do ust. Więc byłem ciągle na rauszu. Rzadko wychodziłem
z domu, byłem tak wycieńczony, tak wyczerpany, że bałem się chodzić po
ulicach. Myślałem, że już umrę. Były momenty, że czułem wokół siebie
śmierć. Aż pewnego dnia sam jakimś cudem bez niczyjej namowy trafiłem
do Przychodni Przeciwalkoholowej, a stamtąd do szpitala na odtrutkę i
leczenie. Udało się wyhamować, stał się po prostu cud, inaczej ja tego
nie mogę sobie wytłumaczyć. Przez pierwsze dni czułem się jak ryba
wyrzucona z wody na brzeg. Na oddziale w „piekle" przeżyłem piekło
wewnętrzne. Na oddziale ogólnym byłem dość krótko. Nie wiem po co są
te oddziały (strata państwowych pieniędzy), tam nikt z tych pacjentów,
a było ich około 70, nie miał zamiaru przestać pić. Denerwowało mnie
to, bo ja bardzo chciałem przestać pić. Załapałem się na grupę
psychoterapeutyczną, nie wiem na ile mi ona pomogła, ale coś się ze
mną stało. Narobiłem sobie takiego zamieszania w głowie - rozumie i w
sercu - uczuciach, że przez kilka miesięcy nie wiedziałem nic.
Wiedziałem tylko jedno, że nie chcę już więcej pić. Czułem się jakiś
wyizolowany z otoczenia. Jednak po 4 miesiącach zapiłem, piłem przez
tydzień. Następna odtrutka, miesiąc abstynencji, a potem drugie
zapicie i miesiąc chlania. Trzecia odtrutka i wówczas postanowiłem
wszyć esperal. Odtrutka kończyła się w sobotę, a w poniedziałek byłem
umówiony na wszycie. Ta wolna niedziela była dla mnie koszmarem,
myślałem, że zwariuję, że oszaleję, tak chciało mi się pić. Udało mi
się - przetrzymałem. W poniedziałek po wszyciu esperalu wybiegłem
szczęśliwy ze szpitala. Teraz wiedziałem, że przetrwam kryzysy i nie
będę już pić. Tak też się stało.
Pewnego, dnia po kilku miesiącach abstynencji, córki rzuciły mi
się na szyję mówiąc, że wierzą, że nie będę już pić. Aż miękko zrobiło
mi się w kolanach, cudowna chwila. Przyznały mi się, że gdy piłem, to
one jeździły do Gietrzwałdu i tam modliły się przed Cudownym Obrazem
Matki Bożej. Tak, to Bóg sprawił, że przestałem pić. Przez ostatnie
miesiące mego ponad trzyletniego ciągu nie mogłem nawet normalnie
modlić się. Od rana do wieczora ciągle byłem na rauszu, bałem się
spojrzeć na obraz Jezusa i Matki Bożej. Robiłem to najwyżej ukradkiem,
kątem oka. Wiedziałem jednak, że tylko Bóg może mi pomóc, lecz mało
modliłem się, bałem się aby jeszcze bardziej nie obrażać Boga,
ponieważ ciągle piłem. Zacząłem więc dzwonić do obcych mi ludzi i
prosić o modlitwę za mnie, o jedną dziesiątkę różańca. Teraz gdy to
wspominam po kilku latach, wiem, że to Duch Święty tchnął mi taką
myśl. Ludzie do których dzwoniłem w większości byli mi życzliwi.
Obiecywali, że będą modlić się za mnie nie tylko w tym dniu, ale i w
przyszłości.
Czułem się bezpieczny, wiedziałem, że Bóg mnie nie opuści. Lecz
ciągle jeszcze piłem. Czasem odnoszę takie wrażenie, że ci dobrzy
ludzie w dalszym ciągu jeszcze modlą się za mnie choć minęło już 8
lat. Może mają w rodzinie jakiegoś alkoholika dlatego byłem im bliski.
Pamiętam także, że zdenerwował mnie pewien ksiądz, do którego
zadzwoniłem. Odtrącił mą prośbę i powiedział, abym nie zawracał mu
głowy. Wówczas byłem oburzony, dziś jednak myślę, że mimo wszystko
pomodlił się za mnie, a może i odprawił mszę św. w mojej intencji.
strona: [0] [1] [2]
[3] [4] |