DNO.
Popijać zacząłem już we wczesnej młodości. Z biegiem lat coraz
częściej i coraz więcej. W ciągu 25 lat picia nie zauważyłem, kiedy na
dobre uzależniłem się od alkoholu, która to była butelka, który to był
kieliszek. Pamiętam gdy miałem 23 lata byłem w restauracji na
dancingu. Zabrakło mi już wódki i pieniędzy, a chciałem się dopić,
więc spijałem resztki z kieliszków. Następnego dnia oczywiście bardzo
wstydziłem się tego co zrobiłem i już wówczas zauważyłem, że alkohol
bierze górę nade mną. Głębiej jednak nie zastanawiałem się nad tym. A
szkoda.
Piłem z radości, z odniesionego sukcesu, piłem kiedy było mi
dobrze. Piłem też i ze złości, z niepowodzeń, z kłopotów. Piłem też i
z nudów. Jednym słowem moje życie było piciem na okrągło. Zawsze
miałem powód. Alkohol stał się dla mnie najważniejszy. Zaniedbywałem
rodzinę, dom, pracę. Odzyskiwałem humor na widok butelki. Wszystkim
dokoła wyrządzałem przykrość i krzywdę, zwłaszcza tym, których
kochałem i którzy mnie kochali. Czasem zdawałem sobie z tego sprawę,
lecz nie przeszkadzało to w dalszym piciu. Zawsze miałem jakieś
wytłumaczenie, zawsze tłumaczyłem to na swój sposób.
Ostatni mój ciąg alkoholowy przed rozpoczęciem leczenia trwał
ponad 3 lata. Codziennie przez ponad 1100 dni. W czasie tego ciągu
miałem jednak 6 dni przerwy: 3 Środy Popielcowe i 3 Wielkie Piątki,
ponieważ jestem wierzący (ironia). Nie wiem jaka ta moja wiara była,
ale jeszcze była, jeszcze tliła się, nie zapiłem jej całkowicie, nie
utopiłem w alkoholu. Już w nocy gdy mijała północ i kończyła się środa
czy piątek, musiałem napić się, ponieważ inaczej nie mogłem zasnąć.
Chciałem przestać pić, ale nie mogłem, nie miałem siły, alkohol
był silniejszy ode mnie. Organizm miałem tak wyniszczony, że przez
ostatnie 10 lat mogłem pić tylko białą czystą wódkę. Innych alkoholi
organizm mój już nie przyjmował. Nabawiłem się kilku chorób:
owrzodzenie dwunastnicy, niewydolność wątroby, przewlekły stan zapalny
trzustki i dróg żółciowych, wieńcówka, a mimo wszystko piłem.
Zmarła mi żona, a ja ciągle piłem. Słyszałem wiele głosów:
„chamie, to znak, żebyś ty przestał pić", ale ja już sam nie mogłem
przestać pić. Nawet nie byłem na jej pogrzebie, bo piłem. Tak byłem
zniewolony przez alkohol.
Zostałem z dwiema córkami - 13 i 19 lat. Jeszcze trzy miesiące po
śmierci żony piłem, było to moje wykańczanie się, samozagłada. Łapało
mnie delirium, miałem drgawki, więc musiałem pić, aby żyć. Musiałem
wypić, aby cokolwiek zacząć robić, aby zacząć myśleć, chociaż byle
jak, ale myśleć.
strona: [0] [1] [2]
[3] [4] |