DNO - ciąg
dalszy.
Żona, gdy cierpiała przed śmiercią z pewnością myślała o swoich
córkach, o ich przyszłości, jaka ona będzie z pijącym ojcem. Może
swoje cierpienia ofiarowała Bogu i Bóg jej wysłuchał. Jestem
przekonany, że kilkanaście lat modlitwy (dużo modliła się, odmawiając
Różaniec) mojej mamy, chociaż nie doczekała mojej trzeźwości, też nie
poszło na marne. Bóg jej wysłuchał. To zasługa wielu ludzi, że
zerwałem ze swoim nałogiem.
Dwa lata przed rozpoczęciem leczenia zetknąłem się z AA, było to
jeszcze w USA. Mitingi odbywały się w piątki, a mi to w ogóle nie
odpowiadało. W piątki miałem dzień wypłaty i zaczynał się szabas.
Sobotę miałem wolną od Żyda, a niedzielę sam sobie robiłem wolną. Tak,
że te dwa pełne dni miałem dla siebie na picie. Ciągle zwlekałem z
zaprzestaniem picia, ciągle miałem jeszcze czas. Może w przyszłym
tygodniu, może od poniedziałku i tak upływały tygodnie, miesiące i
lata. Nadeszły w końcu dla mnie ciężkie dni. W dni powszednie (rano
nie piłem) między godziną 17 a 18, zaczynało łapać mnie ssanie.
Wówczas koniec roboty. Musiałem iść napić się, obojętnie czy to w
barze, czy na ulicy z butelki zanim doszedłem do domu. Nie mogłem
zdecydować się na pracę nad sobą, a wówczas może jeszcze miałem
szansę. W czasie mitingu już myślałem do którego baru zajdę wracając
do domu. Tylko na jedną kolejkę, no góra trzy, czwartą dostawałem za
darmo od baru. Zawsze jednak tych kolejek było więcej. Przestałem
chodzić na mitingi, po prostu chciałem nadal pić.
W początkowym okresie swego pobytu w Stanach piłem jedną z
najtańszych wódek, Romanow czy Ramonow, już dokładnie nie pamiętam.
Pewnego dnia wchodzę do liguorstor i proszę o swoją wódkę. Facet
mówi, że nie ma, więc proszę go, aby zamawiał jej więcej, a on mi
odpowiada, że tylko dla mnie ją zamawia. Kupiłem więc inną. Ale jaki
byłem dumny, że tu w Stanach, w Nowym Jorku, w sklepie monopolowym,
facet specjalnie dla mnie zamawia wódkę. Ale jestem panisko. Kumple
popadaliby z zazdrości gdyby to widzieli.
Śmieję się teraz sam z siebie, gdy to sobie przypomnę.
Po przyjeździe do Polski, kiedy to już byłem chodzącym wrakiem
zacząłem regularnie uczęszczać na spotkania AA. W międzyczasie
przeszedłem 3 odtrutki i 3 grupy psychoterapeutyczne. Wziąłem się
poważnie za siebie. Na pierwszych kilkudziesięciu spotkaniach
siedziałem jak na tureckim kazaniu nie zabierając głosu. Chociaż
zachowywałem abstynencję fizyczną, byłem jeszcze ciągle pijany na
duszy i na umyśle. Niewiele jeszcze rozumiałem. Jedni chwalili się, że
już kilka miesięcy lub lat nie piją, inni narzekali na wszystko
dokoła, że wszyscy ich denerwują, że bardzo ciężko znoszą abstynencję.
A ja siedziałem i słuchałem, i bardzo chciałem już nie pić. Byłem
bardzo niecierpliwy, chciałem dogonić tych którzy mieli dłuższy okres
abstynencji, trochę im zazdrościłem.
Wiele razy obiecywałem sobie, że zabiorę głos, że powiem co mnie
dręczy, wytłumaczę się z czegoś, ale coś mnie blokowało. Wówczas byłem
zły na siebie i czekałem na następne spotkanie. Jeżeli natomiast udało
mi się zabrać głos, czułem ulgę i zadowolenie, było mi dobrze.
strona [0] [1]
[2] [3] [4] |