DNO - ciąg
dalszy.
Pamiętam na jednym z pierwszych moich mitingów AA, gdy pewien
kolega mówił, że już ponad pięć lat nie pije i jest szczęśliwy, nie
wierzyłem mu. Jak tu żyć bez gorzałki i być szczęśliwym, tyle świąt,
imienin, urodzin, dla mnie to była utopia. Natomiast gdy inni koledzy
z AA, Marian lub Ryszard mówili o programie AA i o sobie, to byłem
zły, że mówią tak szybko, że nie mogę zapamiętać ich mądrych stów.
Alkohol wszystkich nas sprowadza do wspólnego mianownika i tych
wykształconych z tytułami i zwykłych robotników.
Bywało, ze wychodziłem z mitingu niezadowolony, wówczas uważałem,
że nic mi on nie dał. Były to tylko pozory. Po kilku dniach, czy
tygodniach zmieniając zdanie wracałem do tych mitingów. Zauważyłem, że
dały mi jednak nowe przemyślenia i postanowienia. Znalazłem tam nie
to, czego chciałem, lecz to czego potrzebowałem. Nie liczy się, to
co mam zamiar zrobić, ale to co robię obecnie. Więcej słuchać, a mniej
mówić, wyjąć watę z uszu i włożyć do ust. Kroki AA to bardzo prosty
program dla skomplikowanych, pokręconych ludzi. Przychodziłem czasem
na mitingi tylko po to, aby zobaczyć co dzieje się z tymi, którzy
przestali przychodzić. Jeżeli nie zrobię nic, żeby było lepiej, to na
pewno będzie gorzej. Mogę nie dostrzegać własnego rozwoju, ale już
dobrze, gdy dostrzegam go u innych. Współpraca z ludźmi, także w
grupach AA jest jedną z najbardziej podniosłych rzeczy w życiu. Ale
mieszanie się w czyjeś sprawy jest niegodziwe. Nie mam prawa wtrącać
się w czyjeś życie. Nie mogę narzucać swego punktu widzenia kiedy
komuś pomagam.
Chodzę regularnie na spotkania AA, czuję taką potrzebę, a może to
przyzwyczajenie? Były takie momenty, gdy miałem kilkanaście miesięcy
abstynencji, że mitingi trochę mnie denerwowały, a przede wszystkim
ci, którzy zapijali po kilku miesiącach abstynencji. To ja, takie dno,
dałem sobie radę, a oni nie mogą. Nie pamiętałem wówczas, że to Bogu
zawdzięczam swoją abstynencję i dzięki Niemu przestałem pić. Gdybym
codziennie chodził na mitingi to i tak przez dłuższy czas byłbym sam.
Boga mam ciągle przy sobie, w burzliwy dzień i bezsenną noc. Zawsze
gdy czuję jakieś zagrożenie zwracam się do Niego. On mi pomaga i
chroni. Ta moja droga do trzeźwości staje się coraz szersza, ciągle
rozszerza się i jest mi dobrze, czuję, że jestem coraz lepszym
człowiekiem. Początki jednak były bardzo ciężkie.
Z trzeźwieniem jest tak jak zjedzeniem, gdy jestem głodny,
potrzebuję jedzenia, sam muszę jeść. Gdy chcę być trzeźwy, sam muszę
do tego dążyć. Nikt nie zrobi tego za mnie. W miarę jedzenia apetyt
rośnie, trzeźwość rozwija się i też rośnie.
Niektórym osobom jest bardzo trudno trzeźwieć, ponieważ łapią
wszystko zbyt szybko, za szybko, a tu potrzebny jest czas. Nie zawsze
mogę sobie poradzić z samotnością.
Przez kilka lat żyłem sam wśród obcych mi ludzi, a nie czułem się
samotnie. Był alkohol - wóda. Gdy zacząłem trzeźwieć, mimo tego że
jestem z rodziną, wśród Polaków czuję się bardziej samotnie niż w
Stanach. Ta samotność tkwi we mnie. Jak się do niej dobrać? Zerwałem
ze starym pijącym towarzystwem, a wśród najbliższych jeszcze nie
odzyskałem zaufania. To normalne, pijąc przez lata ciągle obiecywałem,
oszukiwałem, dlaczego tym razem miało być inaczej. Zostali mi ludzie
tacy jak ja, alkoholicy z AA. Powinienem chyba otworzyć się do ludzi i
bardziej im zaufać to ja powinienem poszukać kogoś, kto potrzebuje
mojej pomocy. Nie czekać, aż ktoś do mnie przyjdzie czy zadzwoni.
Czasem jeszcze teraz, gdy czuję się samotnie i zaczyna mnie wszystko
denerwować, wychodzę na spacer. Często idę na jakiś przystanek
autobusowy, siadam i udaję, że gdzieś jadę. Może to jest śmieszne, ale
to mi pomaga. Spotkam kogoś znajomego, spalę papierosa lub dwa. Gdy
patrzę na ludzi to widzę, że niemal wszyscy ciągle gdzieś spieszą się.
Więc ja jakby na przekór temu, zwalniam i nie wiem dlaczego uspokajam
się. Zawsze po takim spacerze czuję się dobrze i odzyskuję humor.
strona: [0] [1]
[2] [3] [4] |