DNO - ciąg 
          dalszy. 
           
   Program AA jest prosty, opiera się na doświadczeniu trzeźwych 
          alkoholików. Na początku wielu rzeczy nie rozumiałem, ale w nie 
          uwierzyłem, bo to są przeżycia bliskich mi ludzi. Z biegiem czasu 
          zaczęło mi się wszystko rozjaśniać. Kwiat zakwita w swoim czasie, owoc 
          dojrzewa w swoim czasie, ja też mam swój czas na wytrzeźwienie. Po 8 
          latach trzeźwienia jeszcze wielu rzeczy w całości nie rozumiem, ale 
          nie zrażam się tym, wiem, że po następnych 8 latach zrozumiem jeszcze 
          więcej. Zrozumiem siebie, gdy zrozumiem innych ludzi. Z dystansu, z 
          boku lepiej wszystko widać i w każdym człowieku znajduję cząstkę 
          siebie. 
  W grupach AA czuję się jakoś bezpiecznie, gdy jeden upadnie to 
          podniesie go drugi, Marian, Waldek czy Bożena. Natomiast jeżeli jest 
          się samemu i upadnie, często nie ma sił aby powstać. Jesteśmy 
          potrzebni dla siebie. Jeden dla wszystkich, wszyscy dla jednego. 
  Tu w AA dowiedziałem się też o programie HALT czyli STOP. 
  Hungry — głodny 
  Angry — zły 
  Lonely — samotny 
  Tired — zmęczony 
  To znaczy starać się nie być nigdy: głodnym, złym, samotnym i 
          zmęczonym. Ponieważ będąc w takich stanach, trzeźwiejący alkoholicy 
          najczęściej sięgają po butelkę. 
  Zauważyłem trzy etapy trzeźwienia: 
  I etap - trzeźwy alkoholik. Bratnia dusza, z nim najłatwiej mi szczerze 
          rozmawiać o swoich problemach. Piciorysy. 
  II etap - grupy AA i psychoterapeutyczne. Nabieram odwagi w poznawaniu 
          prawdy o sobie. Uświadamiam swoją chorobę. 
  III etap - Bóg. Wcześniejsze etapy pozwalają mi lepiej Go poznać i 
          zbliżyć się do Niego. Sam siebie nigdy nie poznam bez pomocy Boga. 
  Są przypadki, że dorośli ludzie z AA przystępują do Pierwszej 
          Komunii Św., do Sakramentu Bierzmowania, po latach pożycia 
          małżeńskiego na „łapę", zawierają śluby kościelne, pomagają 
          „niewierzącym" rodzicom pojednać się z Bogiem na łożu śmierci. To też 
          jest AA! 
  Słyszałem od bardzo młodej nieuzależnionej osoby śliczne zdanie: 
          „Jezus nie pyta czy możesz, lecz czy chcesz. On może wszystko". 
  Bóg jednak nie zajmuje się tym, co z powodzeniem mogę ja sam 
          zrobić i nie wyręcza mnie z moich obowiązków.
  
          Dopisane po dziesiątym roku trzeźwienia
  
            Na początku, nie wierzyłem lekarzom, psychoterapeutom, że mogę 
          przestać pić. Sami chodzą na różne imprezy i popijają, a mi każą 
          przestać. Zresztą taka ich praca, biorą za to pieniądze. Przekonali 
          mnie o tym dopiero ludzie z AA, dając o sobie świadectwo ze swojej 
          kilkuletniej abstynencji, trzeźwości. 
            Bardzo często, właściwie zawsze najpierw moi rodzice, a potem żona 
          płacili moje rachunki, usprawiedliwiali mnie, kłamali w mojej obronie, 
          wstydzili się za mnie, przebaczali mi, wyciągali mnie z różnych 
          opresji. Wszystko to robili w dobrej wierze myśląc, że to już ostatni 
          raz. Obiecywałem im, że to się więcej nie powtórzy. Mieli taką 
          nadzieję. Jednak pijący alkoholik bywa wilkiem w owczej skórze. 
          Wszyscy dawali się nabrać na moje obiecanki, w które ja sam często 
          wierzyłem. Brali odpowiedzialność za moje picie. Nie zdawali sobie 
          sprawy z tego, że to jest moja choroba. Może nawet nie chcieli 
          dopuszczać do siebie takich myśli. Postępując w ten sposób, 
          nieświadomie pomagali mi trwać w alkoholizmie. 
            Nie napiętnowane zło zazwyczaj kończy się tragicznie. Z czegoś co jest 
          złe, nigdy nie wyjdzie nic dobrego. 
            Każdy kiedyś przestanie pić, ale tylko niewielu udaje się to za życia. 
          Zabić utopić w alkoholu swoje człowieczeństwo, to znaczy szybko 
          zapomnieć o Bogu. Alkohol zabija miłość do bliźniego i miłość do Boga. 
          Zamyka serce w ciasnym egoizmie i strąca człowieka w noc duchowej 
          śmierci. Wówczas moje życie traci sens, a ja sam tracę na swojej 
          wielkości i godności. Przychodzą myśli samobójcze, wielu tak 
          skończyło.... 
            Znalazłem ulotkę o alkoholu, a oto jej treść:
  
          Gdyby alkohol mógł się przedstawić i przemówić, tak by to mniej więcej 
          wyglądało: 
            Przyznać muszę, że byłem i jestem złodziejem w najgorszym po ludzku 
          sądząc wydaniu. Kradną rodzinie najlepszych ojców i synów. Kościołowi 
          najwierniejsze dzieci. Ojczyźnie najzdolniejszych obywateli. Szkole i 
          nauce najtęższe umysły. Rodzinie ludzkiej najpierwsze jednostki. A 
          jednak uchodzą za przyjaciela człowieka, towarzysza jego radości i 
          smutków. 
           
          Ja jestem na świecie największym gangsterem i przywódcą mafii, która 
          codziennie uśmierca miliony, zabierając im wszystko. Włamuje się do 
          kieszeni, domów, serc i rodzin. Mój gang nie boi się szubienicy, bo 
          mam w swoim gronie przedstawicieli wszystkich warstw społecznych, nie 
          wyłączając sprawujących władzą i wymierzających sprawiedliwość. 
           
          Jestem panem, monarchą, władcą. Mnie służą rządy, stawiając na 
          czołowym miejscu w czasie bankietów i przyjąć. W mojej obecności 
          decyduje się o losach świata, życiu i śmierci, ubija interesy... Przy 
          mnie ludzie bawią się, tańczą płaczą umierają. 
           
          Walą się trony jeden po drugim, kurczą imperia, upadają rządy, tylko 
          moje imperium nie kurczy się i nie upada, choć niesie zagładę. Niszczę 
          wszystko i wszystkich. Piękne dzieci, wspaniałą młodzież  przemieniam w 
          zbrodniarzy. Zapełniam nimi szpitale i zakłady poprawcze. Bogatych 
          zamieniam w nędzarzy. Zdrowych w chorych. Mądrych w głupich. Kołyski w 
          trumny. Miasta w cmentarze.... 
           
          Któż mnie nie doświadczył? Któż mnie nie zna? I to dziecko mego 
          przyjaciela pijaka. I ta poniewierana żona. Znają mnie dobrze kapłani, 
          załamując ręce nad owocami wieloletniej pracy. Znają mnie izby 
          wytrzeźwień, sądy, więzienia, ale też i szkoły, dyskoteki. 
           
          Teraz nie muszę się już chyba dłużej przedstawiać? Mam nadzieję, ze i 
          wy nie zrazicie się do mnie i tylko u mnie szukać będziecie mocy, 
          szczęścia tak, jak szukają miliony. Ze i was nie zabraknie w mojej 
          armii, z którą od lat zdobywam dla PIEKŁA.      Bogdan, 
          alkoholik niepijący 
           
 strona: [0] [1] 
          [2] [3] 
          [4] |